Hiobowe wieści – czyli jakie? Znaczenie, pochodzenie, przykłady użycia
Hiobowe wieści – czy spotkaliście się kiedyś z tym określeniem? Jakie wiadomości określamy tym związkiem frazeologicznym? Dlaczego nazywamy je imieniem tej biblijnej postaci? Odpowiedź znajdziecie w poniższym artykule.
Hiobowe wieści – pochodzenie wyrażenia
Hiob to główna postać księgi nazwanej jego imieniem. Należy ona do grupy Ksiąg mądrościowych (dydaktycznych). W Biblii znajdziecie ją w Starym Testamencie zaraz przed Księgą Psalmów.
Hiob był człowiekiem bardzo sprawiedliwym, unikającym zła oraz głęboko wierzącym w Boga. Posiadał ogromny majątek i liczne potomstwo, siedmiu synów i trzy córki. Jednak pewnego dnia stracił to wszystko. Na domiar złego zachorował na trąd. Dlaczego tak się stało? Hiob i jego życie stały się przedmiotem zakładu pomiędzy Bogiem a Szatanem. Była to próba na jaką Bóg wystawił Hioba. Miało to dowieść, że Hiob jest wierny mimo wszystko, a nie tylko dlatego, że dobrze powodzi mu się w życiu. Szczegółowo możecie o tym przeczytać w pierwszym rozdziale Księgi Hioba (Hi 1, 1-22). Dalsza część treści przedstawia dialog Hioba ze swoją żoną, przyjaciółmi oraz z samym Bogiem.
Oczywiście Hiob wyszedł zwycięsko ze swojej próby. Został uzdrowiony, doczekał się licznego potomstwa oraz odzyskał majątek.
Hiobowe wieści – znaczenie wyrażenia
Powstały od imienia Hioba związek frazeologiczny, czyli hiobowe wieści, oznacza złe, tragiczne wiadomości. Gdy dowiadujemy się o zdradzie osoby, z którą jesteśmy w związku, o czyjejś śmierci czy poważnej chorobie, o złych wynikach badań lekarskich, otrzymaniu złej oceny w szkole, to to wszystko można określić mianem hiobowych wieści.
Przykłady użycia wyrażenia hiobowe wieści
Samobójstwo pacjenta było dla lekarzy dowodem porażki, trudnym do zaakceptowania. Śmierć widziano w klinice równie niechętnie, jak u Penkera na Piątej Alei. Gdy już się zdarzała, personel robił wszystko, by ją ukryć albo zminimalizować znaczenie. Mimo ścisłego embarga informacyjnego pacjenci zawsze w końcu dowiadywali się, co zrobił ich kolega lub koleżanka, która rano nie przyszła na terapię. Zanim jednak hiobowa wieść docierała do wszystkich, zwykle mijało kilka dni.
Mirosław Tomaszewski, UGI
– Nie chciałem wzbudzać paniki w rodzinie, dlatego zadzwoniłem do polskiej ambasady w Madrycie – opowiada Ryszard Rząca. – Podałem nazwiska swoich bliskich i długo musiałem czekać na odpowiedź, czy są ujęci wśród ofiar zamachu. Okazało się, że tak.
Kilka godzin później hiobowe wieści potwierdziła teściowa Wiesława, która opowiedziała jego rodzicom o wypadku. Wtedy byli już pewni, że odsuwanie myśli o najgorszym nie ma sensu. Wcześniej była jeszcze nadzieja, że może ich bliscy spóźnili się na pociąg, albo są wprowadzeni na listę zaginionych. Przecież w takim bałaganie, przy setkach ofiar odwożonych do szpitali, jakieś nazwisko mogło się gdzieś zapodziać…
– Tak tam było spokojnie, w tej Hiszpanii - wtrąca Eugeniusz Rząca. – Kto by się spodziewał, że ktoś podłoży bomby i za jednym zamachem pozbawi życia setki ludzi?
Ciemność na granicy miasta, „Express Ilustrowany”