Co niemiara, co nie miara czy coniemiara? Jak poprawnie to zapisać?
W języku polskim mamy kilka zwrotów, które nastręczają trudności niektórym osobom. Jednym z takich wyrażeń jest to, które stanowi temat poniższego tekstu poradnikowego. Co niemiara, co nie miara czy coniemiara? Mamy do wyboru aż trzy możliwości zapisu. Która z nich jest prawidłowa? Odpowiedź znajdziecie poniżej.
Co niemiara, co nie miara czy coniemiara? Poprawna forma
Jak powinno się pisać, żeby być w zgodzie ze słownikami poprawnej polszczyzny? Co niemiara, co nie miara czy coniemiara, a może conie miara? Załóżmy, że takie pytanie otrzymujemy występując w teleturnieju. Z podanych tutaj wariantów, oczywiście tylko jeden może być poprawny. Niepoprawnymi formami zapisu tego wyrażenia są co nie miara, a także coniemiara oraz conie miara.
Wiedząc już to w jaki sposób nie należy zapisywać tego zwrotu, odpowiedź dotycząca poprawnej formy jest już oczywista. Prawidłowo to wyrażenie zapisujemy co niemiara. Człon niemiara złożony jest z partykuły przeczącej nie oraz rzeczownika miara.
Wyrażenie co niemiara jest wyrażeniem zaimkowym, to znaczy połączeniem zaimka i innej części mowy. W myśl zasad ortograficznych języka polskiego, gdy partykuła nie, spełniająca funkcję zaprzeczenia występuje razem z rzeczownikami, zawsze zapisujemy ją łącznie, a zaimki im towarzyszące osobno.
Zwrot co niemiara odnosi się do czegoś, czego jest bardzo dużo, mnóstwo, co trudno jest policzyć. Może też dotyczyć czegoś, co jest bez ograniczeń lub nawet w nadmiarze.
Co niemiara, co nie miara czy coniemiara? Przykłady zdań
- Ewelina ma w swojej garderobie co niemiara pięknych sukienek i bluzek. Zawsze jest ślicznie ubrana.
- Moja siostra bardzo lubi czytać. Ma co niemiara książek w swoim pokoju.
- Kibiców, którzy przyszli na mecz, aby dopingować swoje ulubione drużyny, było co niemiara. Cały stadion był zapełniony.
- Na premierze tego filmu ludzi było co niemiara. Zajęli wszystkie miejsca na sali kinowej.
Co niemiara, co nie miara czy coniemiara? Przykład z literatury
Dzieci Kociełłów i Ostrzeńskich były już duże. Stanowiły jakby dwie pary: Anzelm Ostrzeński i Oktawia byli weseli, zuchwali i sprytni, Janusz i Sabina odznaczali się bardziej skrytym, sentymentalnym i nieśmiałym usposobieniem, ale wszyscy czworo łobuzowali się zdrowo i nieraz znikali pani Barbarze na długie godziny z oczu. Niepokoiła się wtedy, gdyż byli na jej odpowiedzialności, ale na ogół więcej miała z nimi uciechy niż kłopotu. Nie były jej te dzieci tak bliskie, by sprawiały cierpienie, a dość bliskie, by radowały. A nade wszystko miała przy nich co niemiara zajęcia. Trzeba było wciąż o nich myśleć, to jeść im dawaj, to łataj, to ceruj, to lecz, to przemawiaj im do rozumu - pani Barbara miała przy nich życie wypełnione po brzegi.
Maria Dąbrowska, Noce i dnie