Mży czy mrzy? Jak poprawnie to zapisać?
Ludzie dzielą się na tych, którzy w szkole nie lubili pisać dyktanda oraz tych, którzy nie mieli z tym najmniejszego problemu. Ci drudzy nawet gdy już są dorośli biorą udział w różnych dyktandach. Czasownik, który jest tematem niniejszego tekstu poradnikowego doskonale nadaje się by znaleźć się w treści takiego sprawdzianu z wiedzy ortograficznej. Którą formę powinniśmy więc wybrać żeby nie popełnić błędu? Mży czy mrzy? Odpowiedź oraz wyjaśnienie znajdziecie poniżej.
Mży czy mrzy? Poprawna forma
Odpowiedź na tę meteorologiczno-ortograficzną zagadkę nie jest wcale aż tak bardzo skomplikowana. Aby czasownik mży został zapisany poprawnie, to powinien zawierać spółgłoskę ż. Wariant z użyciem dwuznaku rz jest zatem błędny.
Gdy jednak będziemy chcieli znaleźć uzasadnienie tego zapisu w którejś z reguł ortografii języka polskiego, to niestety takich wyjaśnień tam brak. Dzieje się tak, ponieważ pisownia czasownika mży jest uwarunkowana historycznie. Oznacza to, że pisowni musimy się nauczyć i zapamiętać ją.
Czasownik mży jest rdzennie słowiańskim wyrazem. Pochodzi od starosłowiańskiego *mьžiti, *mьziti [mżeć, mżati], które oznaczało 'drobno padać, kropić, rosić, mżyć'.
To wszystko decyduje o obecnej formie pisowni czasownika mży z wykorzystaniem spółgłoski ż.
Mży czy mrzy? Już wiadomo!
Kwestia poprawnej pisowni jest już wyjaśniona. Teraz kilka słów o znaczeniu. Mży dotyczy oczywiście pogody. Używamy go aby opisać opad niewielkiego deszczu. Słowniki podają, że możemy użyć go również gdy mówimy o słabo świecącym świetle. Słowem pokrewnym czasownika mży jest rzeczownik mżawka.
Mży czy mrzy? Przykłady zdań
- Cały tydzień bez przerwy mży. W weekend mają być upały i burze.
- Widzę, że żarówka w lampce na twoim biurku już tylko mży. Trzeba kupić nową, zanim ta się całkiem przepali.
- W pochmurne dni lubię patrzeć przez okno jak mży deszcz.
- Wieczorami lubię siedzieć przy zapalonych świecach. Ich światło tak pięknie mży.
Mży czy mrzy? Przykład z literatury
Jest taki dzień jeden, w którym wszystko jest ogarnięte znużeniem, gdy nawet wonie płynące w ciężkim powietrzu są jakby stęchłe i zwietrzałe. Każdy to czuje, ale wytłumaczyć nikt nie potrafi. A potem nadchodzi drugi dzień — na pozór nieróżniący się od poprzedniego — gdy wszystkie wonie tchną świeżością i rozkoszą, gdy wąsy zwierząt puszczańskich drgają aż po same korzonki, a zimowe uwłosienie osypuje się długimi kłakami z kosmatych grzbietów. Potem zazwyczaj mży drobny deszczyk, a wszystkie drzewa, krzewy, bambusowe oczerety, szare mchy i soczyste zioła budzą się do nowego, szumnego życia — niemal słychać, jak żyją i rosną. Poszumowi temu wtóruje dniem i nocą buczenie jakieś głuche, ględzenie niewytłumaczone.
Rudyard Kipling, Druga księga dżungli