Hrabia Monte Christo – czy zemsta najlepiej smakuje na zimno? Recenzja książki
Hrabia Monte Christo to powieść monumentalna pod każdym względem. Autor wykonał tytaniczną pracę i sprawił, że objętość dzieła idzie w parze z jakością. Pierwotnie, na przełomie lat 1844–1845, powieść publikowano w odcinkach na łamach „Journal des Débats”, a w całości ukazała się rok później. Zdaję sobie sprawę, że jedna recenzja to stanowczo zbyt mało, by wyczerpać temat wszystkich motywów i wątków zawartych w książce. Postaram się więc po prostu przekonać Was, że literacka podróż z Dumasem to fantastyczny pomysł na długie wieczory.
Hrabia Monte Christo – perła w literackiej koronie Dumasa
Alexandre Dumas ojciec urodził się 24 lipca 1802 roku, zmarł 5 grudnia 1870. Był francuskim pisarzem i dramaturgiem. Zadebiutował w roku 1825 utworem Łowy i miłość. Był to jednoaktowy wodewil wystawiony w jednym z paryskich teatrów.
W ten sposób Dumas zarobił pierwsze pieniądze jako artysta. Honorarium wynoszące trzysta franków stanowiło trzymiesięczną pensję, jaką zarabiał w roli kancelisty księcia Orleańskiego. Największy rozgłos przyniosły mu jednak nie sztuki, a powieści historyczne. Zaczął je pisać pod wpływem swoich współpracowników.
Dumas zaczynał od publikowania powieści w odcinkach na łamach francuskich pism. Zainteresowanie było tak duże, a odbiór tak pozytywny, że zaczął angażować się coraz mocniej. W roku 1844 ukazała się pierwsza część trylogii o muszkieterach, rok później rozpoczął trylogię poświęconą Walezjuszom.
Za najwybitniejsze dzieło pisarza uznaje się jednak Hrabiego Monte Christo. Książka stała się sukcesem wydawniczym, choć zarazem przysporzyła autorowi wielu wrogów. W roku 1863 powieść znalazła się na Indeksie Ksiąg Zakazanych kościoła katolickiego. Czy znalazłaby się tam i poniższa recenzja?
Hrabia Monte Christo. Jak to się zaczęło?
Jak cienka jest granica między radością a rozpaczą? Jak blisko od społecznego awansu do upodlenia? Czym różni się miłość od pogardy? Na te i wiele innych pytań musi sobie odpowiedzieć główny bohater powieści – Edmund Dantes. Zdradzony przez najbliższych przyjaciół, oskarżony o udział w spisku politycznym, zostaje bezterminowo i bez wyroku uwięziony w lochach zamku na wyspie If.
Wilgoć murów, chłód, głodowe racje żywnościowe i poczucie całkowitej beznadziei prowadzą Edmunda na samo dno. A tam czeka już tylko śmierć. Szczerząca zęby kostucha otwiera chciwe ramiona… Ale czy na pewno to jedyna droga, która pozostała Edmundowi?
Niespodziewanie, niczym anioł, na drodze Dantesa staje włoski ksiądz i uczony, Faria, również uwięziony w sprawie politycznej. Duchowny bierze młodzieńca pod swoje skrzydła. Przekazuje mu całą swoją wiedzę i sekret, który dotąd sprawiał, że był traktowany jako nieszkodliwy szaleniec, by nie rzec – zwykły głupek.
Gdy kapłan umiera, Edmund ukrywa się w jego całunie i w ten sposób opuszcza twierdzę. Zaciąga się w szeregi przemytników i każe obrać bardzo konkretny cel: samotną i bezludną wysepkę Monte Christo. Gdy wraca do rodzinnego miasta, szybko okazuje się, że nic już nie jest takie jak dawniej. Tu tracimy Edmunda z oczu.
Monte Christo: mściciel bez maski, ale z kluczem do skarbca
Dziewięć lat później trafiamy do Rzymu. Na ulicach trwa karnawałowa fiesta, otacza nas feeria barw i zapachów, z trudem przeciskamy się przez ludzką ciżbę. Udaje nam się jednak dostrzec tajemniczego, bajecznie bogatego hrabiego i jego młodych przyjaciół: Alberta i Franza. Jeden z młodzieńców, wdzięczny za wyrwanie z rąk okolicznych bandytów, obiecuje wprowadzić nowego znajomego do francuskiej elity.
Tak się dzieje, a Monte Christo z miejsca podbija serca pań i panów. Bryluje na salonach, a uroku w oczach towarzystwa dodaje mu nie tylko majątek, ale przede wszystkim unosząca się nad nim aura tajemniczości. Czytelnika urzeka ponadto powiew Orientu bijący z każdego ruchu i z każdej pozy hrabiego.
Z czasem Monte Christo nawiązuje coraz bliższe relacje z Fernandem de Morcerfem, bankierem Danglarsem i de Villefortem. Całą trójkę znamy z pierwszych stron powieści. Ich niecne postępki doprowadziły Edmunda do zamkowych lochów. Wszystkich tych mężczyzn dotyka teraz jakieś nieszczęście: zszargana reputacja, bankructwo lub śmierć w rodzinie.
Jednocześnie do tych, którzy kiedyś Dantesowi pomogli, szczęście się uśmiecha. Czy wydarzenia te mają związek z realizowaną przez hrabiego osobistą wendettą? A jeśli tak, to jaki? Kim jest ekscentryczny milioner? Bliskim skrzywdzonego młodzieńca? Poruszonym niesprawiedliwością przyjacielem? A może...
Między fikcją a rzeczywistością
Pomysł na książkę zrodził się w głowie Dumasa podczas podróży po Włoszech. Ujrzał wówczas tajemniczą wysepkę Monte Christo. Wkrótce w jego ręce trafiły Wspomnienia wydobyte z archiwów paryskiej policji, a szczególnie interesujący wydał mu się rozdział poświęcony paryskiemu szewcowi skazanemu po denuncjacji, której dokonali trzej jego zazdrośni znajomi.
Po odbyciu kary szewc w zemście zabił wszystkich swoich prześladowców, po czym sam zginął. Temat wydawał się idealny tym bardziej, że sam Dumas miał w społeczeństwie kilka rachunków do wyrównania. Powieść ukazywała się w latach 1845–1846 i z miejsca stała się hitem. Świat stworzony na potrzeby powieści urzekł Dumasa do tego stopnia, że pisarz podjął decyzję o wybudowaniu zamku Monte Christo.
Kupił kawałek lasu, który przekształcił w angielski park. Przy bramie wybudował pawilony dla służby, dla siebie zaś kazał wznieść posiadłość o trzech kondygnacjach. Otoczono ją fryzem z rzeźbionych głów, z jednej z fasad wyrastał minaret. Na parterze zlokalizowano salon w stylu Ludwika XIV, a kolejne piętra przeznaczono dla gości. Na otwarcie, w roku 1848, Dumas zaprosił 600 gości.
Budowa pochłonęła około 500 tysięcy franków, goście generowali koszty rzędu kolejnych setek tysięcy franków. Mawiano, że Alexandre Dumas bogacił się dziesięć razy. Szybko jednak dodawano, że bankrutował razy jedenaście. On sam w ostatnich latach życia twierdził: „Powinienem mieć 200 tysięcy franków rocznej renty, a mam 200 tysięcy długu”.
Hrabia Monte Christo – sąd na bohaterem (i autorem)
O książce słyszałem już wiele lat temu, ale jakoś zawsze brakowało impulsu, który pchnąłby mnie do lektury. „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem” – głosi Księga Koheleta. Wyznaczona godzina ostatecznie nadeszła, po książkę wreszcie sięgnąłem i przepadłem.
Oczywiście na ponad tysiąc dwustu stronach musiały trafić się dłużyzny, których brak nie wpłynąłby – według mnie – na wartość tej książki. Ale jednocześnie wątki były spójne, autor prowadził je umiejętnie do samego końca. Wiele rozwiązań wybranych przez Dumasa zaskakuje, powoduje, że z piersi dobywa nam się pomruk aprobaty zmieszanej z podziwem. Podejrzewam, że zarówno aprobata, jak i podziw wybrzmiewają w tej recenzji.
Plastyczne opisy przyrody. Groza więziennej celi. Atmosfera rzymskich uliczek i przedmieść opanowanych przez rzezimieszków. Koloryt paryskich salonów, teatralnych sal i pełnych przepychu apartamentów hrabiego. Bezradność więźnia, cynizm wroga i gest bogacza. To i wiele więcej dostajemy na kartach jednej książki.
Miotamy się od skrajności do skrajności, mamy szansę wejść za kulisy wyższych sfer i poczuć trochę tego niedostępnego na co dzień blichtru. Wzruszamy się i śmiejemy. Zgrzytamy zębami i bijemy brawo. A w międzyczasie odrywamy wzrok od książki i sącząc kawę, rozważamy liczne moralne rozterki bohaterów. Dumas bowiem umiejętnie je wplata, tworząc z nich nienachalną (ale jednak) oś tego niezwykłego utworu.
Ocena: 8/10